Pogrzebanie żywcem jest traumatycznym wydarzeniem. Jeden z najgorszych koszmarów człowieka, który już od wieków dręczy niezliczone dusze. Właśnie o takiej historii opowiada legenda o duchu panny młodej w Bath.

Pochowani żywcem
Jesteś w ogóle w stanie to sobie wyobrazić? Śpisz i nie wiesz, co się z Tobą dzieje. A gdy już otworzysz oczy… nic nie widzisz. Twoje ruchy są bardzo ograniczone przez jakieś deski. Do Twojej świadomości zaczynają przepływać przebłyski tego co się wydarzyło. Jesteś w drewnianej trumnie ponad 2 metry pod ziemią. Nie możesz się wydostać. Nikt nie słyszy Twoich przerażonych krzyków, a Ty masz świadomość, że nie istnieje dla Ciebie ratunek. W akcie desperacji próbujesz rozbijać trumnę, przedrapać się przez nią paznokciami. Ale to próżny trud. Popadasz w obłęd, a koniec nadchodzi nieubłaganie.
W dawnych czasach było łatwiej… na swój sposób. Trumny nie były tak solidne, a czasem nawet ich nie używano. Ludzi, którzy wydostali się na powierzchnię, nie witano jednak z radością. Nikt nie mówił wtedy o pochowaniu kogoś żywcem. Zamiast tego twierdzono, że ten nieszczęśnik z pewnością jest… strzygą.
Wróćmy jednak na właściwe tory, czyli do legendy o duchu panny młodej w Bath.

Legenda o duchu w Bath
Początków tej legendy możemy szukać w pierwszej połowie XX. wieku w Anglii, a dokładniej w mieście Bath w hrabstwie Somerset. Miasto jest piękne, wręcz bajkowe. I ma swój cmentarz. Wydaje się, że zwykły, jakich pełno na całym świecie. Na tym właśnie cmentarzu przez długie lata pracował pewien grabarz. Harold Gulliver był człowiekiem wykształconym, ale w życiu spotkało go wiele tragedii. Przestał nadawać się do zwyczajnej pracy. Niemal całkowicie wyłysiał, poruszał się powoli, zaczął się garbić, a jego aparycja stała się… nieprzyjemna. Ostatnie rozpoczął pracę nad starym, wiktoriańskim cmentarzu. W końcu to zajęcie, jak każde inne, a żyć z czegoś trzeba.
Doskonale sprawdzał się jako grabarz. Cmentarz zawsze był perfekcyjnie wysprzątany i zadbany. Nawet ceremonii pogrzebowych nigdy nic nie zakłócało, a żałobnicy mogli skupić się na pożegnaniach najbliższych, którzy wkrótce mieli spocząć pod ziemią.
Legendy o duchu i strach grabarza
Bywały wieczory i noce, gdy grabarz trząsł się ze strachu i chciał czym prędzej wrócić do domu. Nie były to jakieś magiczne ani tajemnicze zjawiska. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to jedynie wytwory jego wyobraźni. Czasem jęk starych drzew kołysanych wiatrem przypominał zawodzenie upiora. Innym razem cienie rzucane przez gałęzie przybierały niepokojące kształty. Ale, jak bardzo niepokojące by te zjawiska nie były, to łatwo jest zrozumieć ich naturę. Nic nadzwyczajnego, prawda?
Ulewne deszcze odsłoniły groby
Pech chciał, że pewnego razu przez Anglię przeszły potężne deszcze. Strumienie wody wdzierały się między groby i odsłaniały mogiły. Dla Harolda oznaczało to jedno – wiele dni ciężkiej pracy. Wiedział, że nie prędko będzie mógł pójść do swojego ulubionego pubu i ukoić zszargane nerwy. Najpierw trzeba uprzątnąć cmentarz.
Po kilku dniach wyglądało na to, że w końcu uporał się z tym zadaniem. Pozostało tylko wyjęcie trumny w zachodniej części cmentarza, która wypłynęła na powierzchnię. Następnie poprawić dół i z powrotem zakopać trumnę. Pomyślał nawet o tym, by odnowić nagrobek z wyrytymi na nim napisami. To niestety okazało się niemożliwe. Grób musiał być naprawdę stary, bo litery stały się już nieczytelne. Nagrobek stał się praktycznie zwykłym… kamieniem. A poważniejsze problemy właśnie nadchodziły.
Gdy grabarz, wraz ze swoimi pomocnikami, wyciągali trumnę, aby odłożyć ją na bok na czas kopania dołu, zsunęło się z niej wieko. Powietrze przeszył przerażający, niemal nieludzki wrzask. Nie. Nie wydobył się z trumny, a z gardeł grabarz i jego ludzi. Byli przyzwyczajeni do widoku ciał w trumnach, ale to było coś zupełnie innego. Na twarzy kobiety nie było widać spokoju. Ciało zostało zmumifikowane przez upływ lat, a twarz wyrażała niepojęte przerażenie. Ułożone też było w sposób niezwykły. Już na pierwszy rzut oka było widać, że kobieta, gdy została pochowana, próbowała jeszcze wydostać się na wolność. W końcu jednak się poddała. Pozbawione paznokci palce wplotły się w kruczoczarne włosy. W tym momencie kobieta z pewnością już wiedziała, że nie ma dla niej ratunku.
Opowieść grabarza
Grabarz czym prędzej zamknął trumnę, wrzucił ją do dołu i zakopał. A później uciekł. Nie wstydził się do tego przyznać. Uciekł do swojego ulubionego pubu, by ukoić nerwy i podzielić się z ludźmi tą opowieścią. W końcu poszedł do domu. Nie kładł się już spać i wszędzie rozświecił światła. Wiedział, że nie prędko odzyska równowagę. I tak mijały kolejne dni.
W końcu odważył się wrócić do pracy. Wykonywał swoją pracę, choć unikał wizyt w zachodniej części cmentarza. Jego uszu co jakiś czas dobiegały historie opowiadane przez okolicznych miejscowych. Ponoć okolicę zaczął nawiedzać duch kobiety w białej sukni. Harold nie dawał wiary tym historiom. Był pewien, że ludzie zmyślają lub ulegają przewidzeniom, które spowodowała opowiedziana przez niego historia.
Legenda o duchu panny młodej w Bath okazała się prawdziwa
Spokój nie potrwał długo. Pewnego wieczora od drzwi w domu grabarza rozległo się pukanie. Harold wziął do ręki nóż i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Odetchnął z ulgą. To tylko jakiś młodzieniec. Grabarz otworzył drzwi i od razu zobaczył, że coś jest nie tak. Chłopak był blady jak papier i roztrzęsiony. Powiedział, że o mało nie zginął, gdy przerażony koń zrzucił go z grzbietu. A co go przeraziło? Oczywiście duch panny młodej na drodze wiodącej na cmentarz.
Harold nie wytrzymał. Wziął lampę i ruszył w miejsce wypadku. W akcie odwagi, czy też może desperacji, postanowił raz na zawsze udowodnić (przynajmniej sobie), że żaden duch nie istnieje. Jednak, gdy przekroczył bramę cmentarza, każdy kolejny krok stawał się trudniejszy do postawienia. A nogi zupełnie odmówiły posłuszeństwa, gdy grabarz ujrzał niewyraźną, białą zjawę unoszącą się nad feralnym grobem.
– Nie zasługiwałam na śmierć. Uwierz mi… i pomóż mi. Pozwól mi pójść ze sobą… – głos eterycznej zjawy brzmiał… niezwykle. I przerażająco.
Krew zabuzowała w żyłach grabarza, a adrenalina przywróciła mu władzę nad ciałem. Wykorzystał ten fakt, by ponownie uciec. Biegł niemal na oślep, nie oglądając się za siebie. Nie wiedział, czy duch go goni. Jednak cały czas, jeszcze przez kolejne lata, miał przed oczami zjawę, która mówiła do niego, nie poruszając przy tym ustami.
Harold wrócił do domu. Do tej pory nie wiedział, że tę drogę można tak szybko przebyć. Przerażenie, jakie poczuł na cmentarzu, towarzyszyło mu do końca życia, przez kolejne lata. Nigdy więcej nie ujrzał ducha panny młodej, ale też nie zrezygnował z pracy na cmentarzu. Może to wrodzona ciekawość, chęć wyjaśnienia niewyjaśnialnego… a być może jedynie chęć życia – w swoim stanie nie mógł liczyć na znalezienie innej pracy. Zawsze jednak unikał wizyt w zachodniej części cmentarza i starał się nie pracować już wieczorami ani po nocach.
Obecnie legenda o duchu panny młodej w Bath wciąż pozostaje żywa. Okoliczni mieszkańcy często wspominają zjawę, którą widzieli. Czasem prosi ona o pomoc. Nikt jednak nie wie, na czym ta pomoc miałaby polegać ani jaki przyniosłaby efekt. Nie znalazł się jeszcze śmiałek, który odpowiedziałby duchowi. Każdy ucieka w przerażeniu i stara się o wszystkim zapomnieć.