Malazańska Księga Poległych to nie tylko cykl fantasy. To literackie pole bitwy, gdzie każda strona jest jak miecz zanurzony w duszy, a każde zdanie jest próbą odpowiedzi na najstarsze pytania ludzkości. Kim jesteśmy? Dlaczego cierpimy? Czy w chaosie jest sens? Steven Erikson tka historię tak ogromną, że nie sposób ogarnąć jej w całości przy pierwszym podejściu. To nie jest powieść, tylko rytuał przejścia.
Świat koszmarów i marzeń
Steven Erikson, będący z zawodu antropologiem i archeologiem, wciąga nas w uniwersum, które wydaje się tak samo realne jak nasz świat – brutalne, politycznie skomplikowane, pełne sprzeczności i moralnych dylematów. To świat, w którym bogowie chodzą po ziemi, a magia jest nie tylko siłą, ale też przekleństwem. A jednak – mimo całej tej epickiej otoczki – autor nie karmi nas klasyczną walką dobra ze złem. Malazańska Księga Poległych nie zaoferuje nam heroicznych bohaterów w lśniących zbrojach. Znajdziesz za to żołnierzy zmęczonych życiem, bogów uwięzionych we własnych mitach i jednostki, które próbują zachować resztki człowieczeństwa w świecie, gdzie człowieczeństwo staje się luksusem.
Wyobraź sobie uniwersum, w którym każda rasa, kultura, każda epoka ma swoje dzieje, języki, wierzenia i trupy w szafie. Erikson nie tworzy świata – on go rekonstruuje, jakby istniał naprawdę, gdzieś poza zasłoną percepcji. Malazańska Księga Poległych to złożona mozaika kontynentów, imperiów, upadłych cywilizacji, wymarłych bogów i nieśmiertelnych uraz.
W odróżnieniu od wielu autorów fantasy, Erikson nie traktuje geografii czy historii jako tła. U niego świat to żywa postać – zmienna, pamiętliwa, brutalna. Czasem zdradza. Czasem się mści. A czasem patrzy, jak płoniesz – i nie mówi nic.

Malazańska Księga Poległych – tylko dla najodważniejszych
Styl Eriksona to temat rzeka – głęboka, rwąca i pełna kamieni. Autor nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego wrzuca Cię na największe głębiny i woła „płyń!”. Nielinearność narracji, brak infodumpów, częste zmiany perspektywy i olbrzymia liczba postaci mogą przyprawić o zawrót głowy. To nie jest proza, którą czyta się dla relaksu. To raczej intelektualne i emocjonalne wyzwanie, wymagające uważności i cierpliwości.
Jednak jeśli przebrniesz przez pierwszy tom (albo 2), bo to tam Erikson najwięcej wymaga od czytelnika, dostaniesz nagrodę. Wszystko zaczyna się powoli układać w jedną, spójną i zaskakująco logiczną całość. Styl staje się narzędziem do budowania napięcia, ukazywania niuansów emocjonalnych i filozoficznych, bo Erikson nie tylko opowiada historię, ale też stawia pytania. O wolną wolę. O cierpienie. O poświęcenie. O sens istnienia.
No a później przeskakujesz na nowy kontynent, poznajesz nowe postacie, historie, opowieści i tragedie. Z niepokojem obserwujesz, dokąd to wszystko zmierza. Jakie było znaczenie dotychczasowych wydarzeń? I odkrywasz prawdę. Brutalną i bolesną, ale jakże potrzebną.
Postacie – ludzie, bogowie i liczne rasy
Bohaterowie Eriksona nie są marionetkami przesuwanymi po planszy. To żywi, pełnokrwiści ludzie (i nieludzie), których czyny rezonują jak echo w górach. Karsa Orlong, Ganose Paran, Anomander Rake, Sójeczka, Kotylion, Tron Cienia, Szybki Ben… To nie są jedynie postacie z książki. To legendy, które żyją w czytelniku jeszcze długo po przeczytaniu ostatniego tomu.
Zanim zasiądziesz do lektury, wiedz, że Steven Erikson i Ian Cameron Esslemont stworzyli koncepcję tego wyjątkowego świata fantasy podczas sesji RPG. Świat obejmuje 4 rozległe kontynenty, a historia każdego z nich sięga setek tysięcy lat (i niektórzy bohaterowie są niewiele młodsi). Do tego dochodzą oryginalne, niespotykane nigdzie indziej rasy, takie jak Forkul Assail, Jaghuci, Tiste Andii czy K’Chain Che Malle.
Do tego dochodzą bogowie. Prastarzy i nowi. A także ludzie pragnący zostań bogami (lub ci, którzy już zdołali osiągnąć ten cel). Ale bycie bogiem też nie jest pozbawione wad. W dodatku są oni narażeni na śmierć tak samo, jak zwyczajni śmiertelnicy.
Ale Malazańska Księga Poległych to nie tylko jednostki, jak wyjątkowe by one nie były. Najważniejszym bohaterem sagi jest zbiorowe cierpienie – los armii, ludów i cywilizacji. Erikson ukazuje wojnę jako potwora karmiącego się krwią i złudzeniem celu. W dodatku przedstawia go w sposób przerażająco realistyczny, prawdziwy. A jednocześnie, wśród błota, śmierci i wszechobecnego bezsensu, pojawia się coś… pięknego. Honor. Przyjaźń. Drobne gesty, które znaczą najwięcej. Cała wojna okazuje się w końcu tłem dla treści znacznie głębszych, zdolnych poruszyć najgłębsze zakamarki duszy.

Wielką siłą tej sagi jest sposób, w jaki autor oddaje sprawiedliwość każdemu, nawet najbardziej marginalnemu bohaterowi. Nie ma tu czegoś takiego, jak postacie poboczne. Każdy żyje, czuje i ginie z jakiegoś powodu. Steven Erikson każe nam pokochać ich wszystkich. Cynicznych najemników, honorowych żołnierzy, złodziei, skrytobójców, kapłanów czy udręczonych bogów. Wszystko tylko po to, by później brutalnie ich odebrać i zwrócić naszą uwagę na coś znacznie większego.
Fantastyka przekraczająca granice gatunku
Wbrew pozorom Malazańska Księga Poległych to nie jest fantasy w stylu J.R.R. Tolkiena czy George’a R.R. Martina. Saga Eriksona nie opiera się na mitologii jednego świata. To wieloświat, w którym kultura, magia i religia są złożone jak struktura społeczna współczesnych cywilizacji. Magia w tej sadze jest obca i niepojęta. Nie jest narzędziem, tylko żywą siłą. Jej istnienie i działanie jest przy tym szokująco logiczne i… prawdziwe.
Erikson nieustannie bawi się konwencją. Miesza high fantasy z dark fantasy i filozofią egzystencjalną, elementy military fiction z abstrakcyjnym humorem, a dramat grecki z refleksją nad absurdem istnienia. To właśnie jest to, co czyni tę sagę czymś więcej niż tylko „dobrą książką fantasy”. To doświadczenie literackie, które zostawia po sobie nieusuwalny ślad.
Epos dla tych, którzy nie boją się cierpienia
Malazańska Księga Poległych nie jest serią dla każdego. To saga wymagająca cierpliwości, otwartego serca, spostrzegawczości i siły. Ale jeśli zdołasz przez nią przejść, poznasz historię tak pełną życia, śmierci i wszystkiego pomiędzy, że trudno będzie później wrócić do zwyczajnej fantastyki. Zdanie „czyta się ok, ale Erikson to to nie jest” będzie pojawiać się przy każdej lekturze fantasy.
Mi osobiście ciężko było z początku odnaleźć się w tym świecie, choć zakochałem się w nim od pierwszych stron. Jest to jeden z najlepszych cykli fantasy, jaki miałem przyjemność czytać. A teraz zanurzyłem się w tym świecie po raz trzeci… i wciąż odkrywam smaczki, ciekawostki i wskazówki zostawione przez Eriksona, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi.
Jeśli zechcesz poznać lepiej ten świat, to pewnym ułatwieniem będzie dla Ciebie poradnik, w którym przedstawiam kolejność czytania Malazańskiej Księgi Poległych.
Malazańska Księga Poległych to arcydzieło – trudne, okrutne, pełne miłości, nienawiści i niezapomnianych chwil. Czyta się ją jak relikwię i przekleństwo jednocześnie. Nie jest to literatura łatwa – ale czy to, co najważniejsze w życiu, kiedykolwiek jest? To fantastyka dla wojowników. Dla tych, którzy przeżyli swoje bitwy – i chcą zobaczyć, jak inni walczą dalej, mimo wszystko.